|


|
Wybrane wiersze autora
"A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź,
wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej, zacałuj".
|
A ja tobie bajki opowiadam
A ja tobie bajki opowiadam,
szeptów moich słuchasz bardzo rada
Lśnień dodaję twym oczom i włosom,
jesteś cała jak srebrny posąg,
a ja biję przed tobą pokłony,
zakochany, zazdrosny, spragniny,
i nazywam ciebie srebrną nocą,
srebrną różą z ręki zwisającą.
Loki twoje mrok barwi na modro
i spokojna jest twoja mądrość.
Bal u zakochanych
Jest dom taki w pewnym wielkim mieście
pospolity z zewnątrz, mglisty, szary
a w tym domu par mieszka ze dwieście
i są wszystkie zakochane pary,
bo to widać nawet z blasku okien,
że tam dzieją się rzeczy wysokie.
Panna Klara siada u pianina
z lisią skórką na szyi chudziutkiej
i się bal zakochanych zaczyna
takim smutkiem, wirującym smutkiem
w owej mroźnej ujeżdżalni bogatej
bo to była ujeżdżalnia przed laty.
(I dziś straszą jako w lata iońskie,
ot, jesienią, gdy pora niepewna,
ponad bramą z drewna mordy końskie,
końskie mordy z zmurszałego drewna,
i ta lampa w kształcie zwykłej kuli,
co się nocą do księżyca czuli.
Panna Klara niby czyta nuty,
ale innym okiem widzi wszystko,
cały bal, bal mgłą złotą zasnuty
bo to stare, zamarzle pannisko
lubi patrzeć, jak sali obszary
ożywiają takie młode pary.
Gdy czerwone świece u powały
krąg czerwony kreślą w meluzynie,
jeszcze nim się pary ukazały,
nim brzezina przemówi w kominie,
przyjdzie dziadziuś, świece pozapala
i dopieroż rozwidni się sala!
I dopiero wtedy wszystkie ściany
jako skały złote wyjdą z mroku
i zaczyna się bal zakochanych,
i to zdarza się tylko raz w roku,
gdy śnieg nocą zawiruje modry,
pląsem łącząc owe końskie mordy.
Tam, gdzie nawet muzyka nie dotrze,
w takim niebie krążą wszystkie pary
panny piękne jak siostra przy siostrze,
chłopcy piękni po prostu bez miary.
Chłopiec pannę, panna chłopca przypomina
jakby jedna tańczyła rodzina.
Skaczą nad pianinem małpie łapki,
w bok zezują oczy roztęsknione,
łańcuch złoty, podobno od babki,
tak na szyi wisi jak postronek,
ciągle spada owa lisia skórka,
walcem skarży się upiór podwórka.
Czasem Klara się zmęczy, rozzłości
l muzykę rozpoczyna tańszą:
"Marsz żandarmski" lub "Moje śliczności
lecz znów walca i znów pary tańczą
Dziadziuś świece zmienia w meluzynie,
cienie koni tańczą przy pianinie.
Roziskrzyły się znów wszystkie ściany
przez to światło świec, które się lęka
bo to zaczął się bal zakochanych,
bo to zaczął się bal tak jak męka
i tańczących twarze oświetlone.
zakochane są, lecz umęczone.
Chyba łoża z barw, skier szafirowych,
chyba schody z samych gwiezdnych pyłów
W takich światach wirowały głowy,
w takich krajach stopą się tańczyło
i tam oczy! ale noc pochmurna
koło warg i ból, a potem furia.
Zaraz obok, wyżej, w górnej sali,
była nisza zwana Niszą Zwierzeń
i tam się niektórzy oddalali,
żeby patrzeć na holandzkie talerze,
żeby, patrząc na wiatraki, marzyć
i dalekie z najdalszym kojarzyć.
I był balkon tam też, niedaleko,
wyginany w zmyślne ornamenty
do balkonu przybijały lekko
małe gwiazdy jak małe okręty;
pewna para urzeczona gwiezdnie
wsiadła w okręt i spadła na jezdnię.
Śnieg był taki ciepły, taki biały,
a noc mroźna, z dzwonkami, z szafirem
i szafiry, i dzwonki wirowały,
potem księżyc przemienił się w lirę
i kot błędny z tej liry ogonem
pieśń wydobył swoją kocim tonem.
Kiedy gwiazdy przybladły jak fosfor
w cyfrach, w owych świecących zegarach,
rozpoczęła rozmowę miłosną
wpóluśpiona tańcem każda para
i po sali chodziła jak w cieniu
w tej miłości, ramię przy ramieniu.
Wtedy wszelką wstrzymały muzykę
świece, cienie i gwiazdy pobladłe
bo miłosnym mówiono językiem,
bo takimi słowami jak światłem
a za każdym anioł, stróż się skradał
i trudniejsze słowa podpowiadał.
I z tych słów powstawały altany,
i pergole włoskie, i portyki,
rzeki małe, wielkie oceany,
usta z kwiatów i serca z muzyki,
świt na ścianie, jabłek pełne kosze,
liść dębowy i rzęsy najdroższe.
Potem znowu walc wyszedł z pianina
tak jak postać smutna, która siada
i za głowę się chwyta, i przeklina,
lampy tłucze, bo światłu nierada,
ni to chłopiec, ani to dziewczyna,
półmaligna, a na pół ballada,
zeschłe liście, wieczne wirowanie,
wiatr, ciemności i taniec.
Brzydkie oczy
Zobaczyłem i zadrżałem,
jeszcze takich nie widziałem
brzydkie
patrzą jakoś tak daleko,
że zielone, to co z tego:
brzydkie.
Nie rozumiem, dzień się toczy,
ja wciąż widzę twoje oczy
brzydkie
do niczego niepodobne,
takie brzydkie, niech gęś kopnie,
brzydkie.
W twoich oczach, kochana, jedyna,
coś być musi, na pewno coś masz,
chcę zapomnieć i nie zapominam,
ciągle widzę i oczy, i twarz.
Choćbym świat cały wkoło przemierzył,
choćbym szukał już sam nie wiem gdzie,
od twych brzydkich nie znajdę piękniejszych
i tak rzewnych i wiernych jak twe.
I zmieniłem w końcu zdanie,
widzę, że są niesłychanie
piękne
twoje oczy jak dwie świeczki,
twoje oczy jak gwiazdeczki
piękne.
Twoje oczy wszystko wiedzę,
twoje oczy dla mnie świeca
piękne
każdy wieczór taki miły,
nad mym życiem się schyliły
piękne.
W twoich oczach, kochana, jedyn,
coś być musi, na pewno coś masz,
chcę zapomnieć i nie zapominam,
ciągle widzę i oczy, i twarz.
Choćbym świat cały wkoło przemierzył,
choćbym szukał już sam nie wiem gdzie,
od twych pięknych nie znajdę piękniejszych
i tak rzewnych, i wiernych jak twe.
Dzika róża
Za Dzikiej Róży zapachem idź
na zawsze upojony wśród dróg
będzie cię wiódł jak czarodziejski flet
i będziesz szedł, i będziesz szedł
aż zobaczysz furtkę i próg.
Dla Dzikiej Róży najcięższe znieś
i dla niej nawiewaj modre sny.
jeszcze trochę. Jeszcze parę zbóż.
i te olchy, widzisz, i już
będzie, wieczór, gwiazdy i łzy.
O Dzikiej Róży droga śpiewa pieśń
i śmieje się, złoty znacząc ślad
Dzika Różo, świecisz przez mrok
Dzika różo, słyszysz mój krok
idę, twój zakochany wiatr.
Już kocham cię tyle lat
Już kocham cię tyle lat, na przemian w mroku i w śpiewie, może to już jest osiem lat, a może dziewięć, nie wiem.
Splątało się, zmierzchło, gdzie ty, a gdzie ja, już nie wiem, i myślę w pół drogi, że tyś jest rewolta i klęska, i mgła, a ja to twe rzęsy i loki.
Jesień
Jabłka świecą na drzewach jak węgle w popiele
wiatrak pęka ze śmiechu i powietrze miele
Jak na fryzie klasycznym dziewczyny dostojne
z różowymi żądzami mężną wiodą wojnę
Już kasztan się osypał i ochłodły ranki
o, młody przyjacielu, poszukaj kochanki
Z małym domkiem, ogródkiem, sennym fortepianem
która by włosy twoje czesała nad ranem
Z którą byś po śniadaniu czytał Mickiewicza
niech będzie silna w ręku, a piękna z oblicza
Jak jesień zamyślona, jak Jesień śmiertelna
i jako jabłka owe cierpka i weselna.
Krzyczysz przez sen
Krzyczysz przez sen. Lampa dymi.
Natalia! Natusia!! Natalka!!!
Czemu, czemu nie uciekłaś na Kaukaz
razem z ojcem i braćmi twoimi?
Tutaj, widzisz, dni niechętne płyną,
z katarami i aspiryną,
a chmury są coraz bardziej trwożliwe.
Tam byś miała mauretański zamek
i winnice, i konie stadami
oczywiście, gdyby to było możliwe.
List z fiołkiem
Do tygodnika "Przekrój"
Obywatelu Redaktorze!
Poezja to jest złoty szerszeń,
co kąsa, więc się pisze wiersze -
cóż, człowiek pisze tak, jak może,
Obywatelu Redaktorze.
Jesień jest na Krakowie dzisiaj
i tyle kwiatów! tyle brzoskwiń!
Wiaterek dmucha, słonko skrzy się,
więc chodzę śliczny i beztroski
cóż, człowiek chodzi tak, jak może,
Obywatelu Redaktorze.
Czy mam zmartwienia. Tak, czasami,
niewielkie, tak jak w niebie gwiazdy
właściwie jedno (między nami),
że życie ukochałem nazbyt
cóż, człowiek kocha tak, jak może,
Obywatelu Redaktorze.
Wiec kiedy przyjdzie dzień przeklęty,
że śmierć utopi w czarnym winie
wszystkie muzyczne instrumenty,
kwiaty i wiersze, i brzoskwinie,
to przykro, lecz cóż płacz pomoże,
Obywatelu Redaktorze.
A jednak żal. Odejść niełatwo.
Taak. Kończę wiersz ten ze łzą w oku.
Lecz może, dzięki mym kontaktom,
będę aniołkiem na obłoku?
Cóż, człowiek fruwa tak, jak może,
Obywatelu Redaktorze.
Muzie nóżki całuję
Kogutek nie uleczy.
Przyjaciel? mie pocieszy.
Nie ma przyjaciół.
Rannyś.Ten świat jest borem,
rąbałbyś bór toporem,
toś się i zaciął.
Leżysz. Wokół mchy ciche.
Igrają gwiazdy dziwne
z gałęźmi.
Kogutek nie uleczy.
Przyjaciel nie pocieszy.
Uwierz mi.
Co pomoże. A ja wiem
tu pomoże stary sen,
stara bajda
Jeśliś jak garnek peknał, ona cię sklei,
jeśliś nadzieję utracił, wpłyniesz na morze nadziei
na wszystkich żaglach.
Nastawienia społeczne. Dla karzełków,
Recenzje niedorzeczne. Dla zgiełku.
Poeto, pluń gdzie komuna, sanacja i endecja.
Tylko ona cię zbawi, przeklęta i jedyna
i na gwiazdy wyprawi, rytm święty, mowa inna,
poezja.
Niebo
Mieszkam w takiej ponurej dzielnicy,
przy okropnie niemiłej ulicy:
Brzydkie słowa na ścianach,
stróżka wiecznie pijana,
awantura i rozpacz, i łzy.
Ale kiedy mi dzionek przeleci,
kiedy noc gwiazdami zaświeci,
staję sobie w okienku,
biorę nuty z piosenką
i z refrenem, co właśnie tak brzmi
Nie wszędzie jest tak ładnie jak w niebie
szkoda`tylko, że o tym nikt nie wie,
że to niebo jest po to,
żeby srebro i złoto
w nim świeciły dla ciebie co noc,
żebyś rankiem się zbudził z nadzieją-
właśnie po to te gwiazdy się śmieją,
właśnie po to jest niebo,
właśnie w niebie dlatego
tak nocami te gwiazdy lśnią.
Pokłóciliśmy się wczoraj z Jankiem,
Janek nawet ze złości stłukł szklankę
i pięściami w stół walił,
że ma dość i tak dalej,
że cholera i szklanka, i świat.
I w ogóle miał chandrę okropną,
więc za rękę go wzięłam pod okno:
tyle srebrnych obłoków
Mówię, Janku, daj spokój,
popatrz lepiej przez okno na świat
Nie wszędzie jest tak ładnie jak w niebie
szkoda tylko, że o tym nikt nie wie,
że to niebo jest po to,
żeby srebro i złoto
w nim świeciły dla ciebie co noc,
żebyś rankiem się zbudził z nadzieją
właśnie po to te gwiazdy się śmieją
właśnie po to jest niebo,
właśnie w niebie dlatego
tak nocami te gwiazdy lśnią.
W gruncie rzeczy to trudno jest pojąć,
czemu ludzie się martwią i boją.
Więc ja ludziom się dziwię,
nie rozumiem właściwie
były przecież naprawdę złe dni
teraz dzionek ci w pracy przeleci,
potem noc gwiazdami zaświeci,
chodzisz z Polską pod rękę,
śpiewasz polską piosenkę
z tym refrenem, co właśnie tak brzmi
Nie wszędzie jest tak ładnie jak w niebie
szkoda tylko, że o tym nikt nie wie,
że to niebo jest po to,
żeby srebro i złoto
w nim świeciły dla ciebie co noc,
żebyś rankiem się zbudził z nadzieją
właśnie po to te gwiazdy się śmieją,
właśnie po to jest niebo,
właśnie w niebie dlatego
tak nocami te gwiazdy lśnią.
Noc listopadowa
Mglista Warszawo z lat trzydziestych, gdy ewokuję twoją twarz, nie wiem, jak zamknąć w anapesty, jamby, trocheje i daktyle wsiąkłego w mrok kamienic. Zważ powiada mi historia, grożąc no co się ważysz, śmiałku mój, ty, co rymowy tocząc bój, chcesz rymem zakuć jak obrożą moje dymiące serce. Stój... Bo strojne dźwięki wzruszyć lirą, kostium pokazać muzealny, śmieszny pantalon z kaszmiru, halsztuk a la mélancolique to bardzo łatwo. Ja, to krzyk, jak lawa stygnący w wiekach.
Mgła. Mgła. Mgła. Cała Warszawa to mgła. Cała Polska to mgła. Pyta przechodzeń przechodnia, jak wczoraj, jak dziś, jak co dnia - Kiedy się skończy mgła Piotrze, to ty To ja. Czy idziesz ze mną Mgła
Szósta. Od Solca ciemno. Widać, zamokły dyle narodowego browaru, Widać, że nawet ogień przeszedł na służbę carów. Widać, jak idę! Nowym światem rwie nawałnica, burza młodych
"Podchorążowie, hańba katom "Witaj, jutrzenko swobody Hej, Polacy! Na ulice Garstka serc u waszych bram na latarnię Targowicę Wolność niesiem
Ale tam śpi na pokojach ciepło złote, w niszach rzeźbione kandelabry i damy nad Walterem Scottem.
a z nimi poszli ludzie z fabryk.
Resztę mój czytelniku, znajdziesz w starych skryptach, w listach matko, umieram, w sztychach, manuskryptach i w śniegu syberiskim czerwonym na milę i jak debatowano, by uczcić tę chwilę Ratusz na gwałt zaczęto więc iluminować, pstrzyć girlandą meandrów, dębem dekorować, ażeby Wolność była i ażeby Sława Tak po trudach, po nocnych usnęła Warszawa z ludem jak morze głupim. I wodzów tragedią.
Prośba o wyspy szczęśliwe
A ty mnie na wyspy szczęśliwe zawieź, wiatrem łagodnym włosy jak kwiaty rozwiej, zacałuj, ty mnie ukołysz i uśpij, snem muzykalnym zasyp, otumań, we śnie na wyspach szczęśliwych nie przebudź ze snu.
Pokaż mi wody ogromne i wody ciche, rozmowy gwiazd na gałęziach pozwól mi słyszeć zielonych, dużo motyli mi pokaż, serca motyli przybliż i przytul, myśli spokojne ponad wodami pochyl miłością.
Romans
Księżyc w niebie jak bałałajka, ech! za wstążkę by go tak ściągnąć i na serduszko
byłaby piosenka bardzo nieziemska o zakochanych aż do szaleństwa, nieludzko.
Jeszcze by można rzekę w oddali i cień od dłoni, i woń konwalii dziką
ławkę przy murze, a mur przy sadzie i taką drogę, która prowadzi do nikąd.
Rozmowa liryczna
Powiedz mi, jak mnie kochasz. Powiem. Więc Kocham Cię w słońcu. I przy blasku świec. Kocham Cię w kapeluszu i w berecie. W wielkim wietrze na szosie i na koncercie. W bzach i w brzozach, i w malinach, i w klonach. I gdy śpisz. I gdy pracujesz skupiona. I gdy jajko roztłukujesz ładnie - nawet wtedy, gdy ci łyżka spadnie. W taksówce. I w samochodzie. Bez wyjątku. I na końcu ulicy. I na początku. I gdy włosy grzebieniem rozdzielisz. W niebezpieczeństwie. I na karuzeli. W morzu. W górach. W kaloszach. I boso. Dzisiaj. Wczoraj. I jutro. Dniem i nocą. I wiosną, kiedy jaskółka przylata. A latem jak mnie kochasz? Jak treść lata. A jesienią, gdy chmurki i humorki? Nawet wtedy, gdy gubisz parasolki. A gdy zima posrebrzy ramy okien? Zimą kocham Cię jak wesoły ogień. Blisko przy Twoim sercu. Koło niego. A za oknami śnieg. Wrony na śniegu.
|