
Anioły
Anioły schodziły po ścieżce białej,
schylały się, patrzały, głowy ku sobie zbliżały,
chwiały ogromnymi, cichymi piórami,
szemrały szumiącymi szatami
i stawały bojąc się przestraszyć ciszę,
która się razem z nimi nad ziemią czekającą kołysze.
Bezlistna pamięć
Z pamięci opada liść więdnący
jak z lipy,
tak samo go byle wiew potrąca,
popycha.
I oto stoi - anioł odarty
ze wspomnienia,
jak drzewo, które słota szarpie
w jesieni.
Dziewczynka
Jeśli mi się urodzi
w złotogłowiu będzie chodzić;
Zamiast flanelowych straszydełek,
będzie miała na głowie kapturek z perełek,
pierścioneczki na wszystkie palce,
grubą, złotą bransoletkę na szyję
i dam jej nowe, śliczne,
coraz piękniejsze imię,
ile razy ją umyję.
Kain i Abel
Było nas dwóch braci na pustym globie
Kain i Abel
Jeden baranki pasał, drugi na roli robił
jeden był mocny, drugi słaby.
Było nas dwóch braci i dwie różne miłości
do Boga Stwórcy
jeden baranki mu składał zarżnięte
drugi - pszenicę, kukurydzę i miętę
słodkie ogórki.
Było nas dwóch braci, któryś z nich pozazdrościł
Abel, Kain?
pokłóciliśmy się u ofiarnych ołtarzy
słaby silnego zabił. To się powtarza
I nie wiem dalej.
Liście
Grabimy liście w ogrodzie
by trawie ich ciężar nie szkodził
Suwają się grabie, grabie
mocniej, mocniej, słabiej, słabiej.
Posuwiście szeleścimy
Jeszcze daleko do zimy.
Niczym nie jestem, tylko drganiem strun żałosnych
Niczym nie jestem, tylko drganiem strun żałosnych
Któż może być o taką bolesną rzecz zazdrosny
Komu przeszkodzę, kogo zgniewam lub urażę
ja, skrzypka płacząca na chwilę przypadkiem przyłożona do twarzy.
Nie będzie
Nie będzie nigdy żyło między nami
ani nie wzrośnie, ani się nie złamie
Kędyś wystrzeli ciepłem albo światłem
ale nie będzie między nami kwiatem.
Nie będzie przenigdy łączyć nas ni dzielić
ani zasmucać, ani też weselić
Ani opuści nas - bo nie posiędzie!
I prócz w tym wierszu, wcale go nie będzie.
Nieznane
Jeszcze nie wszystko we mnie jest dla mnie znajome
żyję w przedsionku jak na słonecznym podwórzu
o gołębie moje, o klomby żółtych begonii
o róże, róże
Jest dom i korytarze ciemne i kryjome
i zegar, który drży jak serce i jak serce dzwoni
i galerie patrzące umarłych oczyma
i Bóg, który jest wszędzie, jest tam, gdzie mnie nie ma.
Oczekiwanie
Jesteśmy cisi oboje
jak dwa gołębie przed burzą
Tęsknoty i niepokoje
w dali się chmurzą.
Boję się jutra! Pogoda
nad nami lekko oddycha,
na niebie jutrzenka młoda
stoi tak cicha.
Daleko, pod barwną tęczą
znak niewiadomy nikomu
Może za chwilę zadźwięczą
pomruki gromu.
jesteśmy senni i cisi
jak piasek wichrom powolny.
Wysoko grom losu wisi,
runąć niezdolny.
Rzeka
Rozbija mnie o kamienie
każde twe westchnienie.
Jam jest żywioł bieżący, płynny, a tyś brzeg,
postawiony na to, byś mnie strzegł.
Polujesz na łąkach, liczne i celne twe strzały
mordują na mej piersi ptactwo dzikie i kaczuszki białe
ścinasz olchy i dęby, drzewa pomne wieków,
i puszczasz je na wody me, aby kłody uniosły daleko.
I przychodzisz i klękasz - zziajany, brudny i spragniony
nade mną, a ja odbijam w sobie obraz twój zmącony
i, gdy mnie pijesz - staję się chłodna i czysta, i lekka,
a dusza ma przez skrwawione ręce twe przecieka, przecieka.
Sen
Śnię, że umarłam i okiem jestem zawsze w twą duszę wpatrzonym,
nie dbam, czy nas co łączy, i nie wiem kto nas rozdziela,
przenikam całą przestrzeń śpiewem jak wiolonczela
I wreszcie jestem - tobą. I wreszcie jestem zbawiona.
Szeptem
Nie zawiedzie ale tylko w tym jednym,
nie odstąpi -ale tylko za tę cenę,
wierna - ale tylko w tej godzinie,
dzielna ale tylko kiedy nóż na gardle.
Ani się do niej przyznać, ni nie przyznać,
ani służyć, ni porzucić służbę,
ni powierzyć się, ni nie dowierzać,
ani przysiąc jej, ani ją przekląć.
Wyjść najpewniej na przestrzeń niewinną,
gdzie by wszystko było o czym innym,
oddalonym, bez świadków, nie krewnym...
I wkorzenić się tam, i nareszcie rosnąć wielkim drzewem.
W korytarzu
Idziemy do siebie stęsknieni
po ścieżce z szmaragdowej zieleni
Niskie, niskie, ciemne żywopłoty
wkoło nóg się ocierają jak koty,
biegną, biegną w nieskończoność za nami
króciutkimi, cichutkimi stopami.
Zła wróżba
Szłam ścieżką wieczór przez łany
dojrzałych zbóż,
znalazłam wianek zdeptany
czerwonych róż.
I odtąd we śnie wciąż chodzę
drożyną tą
i widzę róże na drodze
zbroczone krwią.
|